Osiecka Agnieszka
Umrzeć z miłości
Chociaż raz
warto umrzeć z miłości.
Chociaż raz.
A to choćby po to,
żeby się później chwalić znajomym,
że to bywa.
Że to jest.
...Umrzeć.
Leżeć w cmentarzu czyjejś szuflady
obok innych nieboszczków listów
i nieboszczek pamiątek
i cierpieć...
Cierpieć tak bosko
i z takim patosem,
jakby się było Toscą
lub Witosem.
...I nie mieć już żadnych spraw
i do nikogo złości.
I tylko błagać Boga, by choć raz,
choć jeszcze jeden raz
umrzeć z miłości.
Szczerze powiedziawszy nigdy nie byłam w stanie zrozumieć tego wiersza, teraz rozumiem. Chociaż już nie umieram z miłości - z braku tlenu, czuję się gorzej niż wtedy kiedy umierałam. Teraz nie czuję nic. Całkowita pustka, do mojego serca nie dociera ani jedno uczucie. Miłość, nadzieja, złóść, wściekłość, zazdrość ... nic !! A chciałaby coś poczuć. Jest mi obojętne całkowicie wszystko, robię to co muszę nie czerpiąc z tego, żadnych emocjonalnych wzlotów i upadków. Czasami się poirytuje, nic więcej. Ciągle się zastanawiam czego mi brakuje. Co tak na prawdę sprawiło, że się wyłączyłam - bo tak nazywam mój stan - wyłączyłam emocje.
Nie chcę ich włączyć czy nie umiem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz