Czy będąc w związku tracimy swoją wolność? Swoją indywidualność i zdolność samodzielnego podejmowania decyzji? Czy wszystkie nasze kroki są już brane pod uwagę tylko z perspektywy tej drugiej osoby? Czy to, że nie wychodzimy nigdzie sami nie jest aby przesadą? Czy zaufanie nie jest najważniejsze, a ograniczanie drugiej strony jest przejawem jego braku?
Na te pytania pewnie nie dostanę odpowiedzi. Będę ograniczoną sobą nie rozumiejącą jak 21 letnia dziewczyna nie może wyjść wieczorem z koleżankami na piwo ponieważ jej facet ją zostawi. Nie rozumiem, nie chcę zrozumieć i nawet nigdy nie będę się wysilała. Tak pewnie dlatego, że jestem zgorzkniałą singielką, która zazdrości każdej koleżance w związku i szuka wad w związkach jakże idealnych.
Jednakże nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem jak facet może pozwalać wychodzić swojej kobiecie tylko w dzień. Jeśli by chciała zdradzić to by mogła zrobić to nawet o 11 podczas mszy świętej w podziemiach kościoła - bez wizualizacji.
Miłość to moim zdaniem zaufanie, pozostawanie sobą będąc z kimś. Nie tracenie siebie i nie przerabianie się na nie myślącą samodzielnie marionetkę. Miłość to czasem osobne wieczory w gronie własnych przyjaciół - nie zawsze wspólnych. Miłość to zaufanie, wiedza, że ta druga osoba jest teraz ze znajomymi, ale nigdy nie zrobiłaby niczego złego.
Bez zaufania związek się wypala. Jak długo można ciągnąć związek w którym dwoje ludzi się nawzajem ogranicza zamiast dodawać sobie skrzydeł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz